Mafia stadionowa straszy minister Jakubiak?
Minister sportu jest chroniona przez BOR jak najważniejsze osoby w państwie: marszałkowie Sejmu i Senatu, szef MSZ i MON, minister sprawiedliwości, a także pierwsza dama Maria Kaczyńska.
Dlaczego otoczono ją tak szczególną troską? - zastanawia się dziennik. Jej rzecznik, Marcin Roszkowski, uzasadnia to wzmożonymi działaniami, jakie min. Jakubiak w ostatnim czasie podejmowała w sprawie warszawskiego Stadionu Dziesięciolecia. "Porządki, jakie robimy z handlem na stadionie, dla wielu są bolesne. Ale my się nie cofniemy" - podkreśla Roszkowski.
O jakich porządkach mówi? Minister wyrzuciła z Jarmarku Europa firmę Damis, której szefostwo wielokrotnie oskarżane było o dawanie łapówek, nielegalne interesy i oszukiwanie handlowców. Zarządzanie targowiskiem przekazała przedstawicielom Kupieckiego Stowarzyszenia "Stadion". W jego skład wchodzą tylko legalni przedsiębiorcy, którzy zawiązali spółkę. Szef Damisu, Bogdan Tomaszewski, nie chciał w tej sprawie się wypowiadać i szybko uciął rozmowę - relacjonuje gazeta.
Do podpisania umowy z nowym zarządcą targowiska doszło 1 sierpnia w dramatycznych okolicznościach. Tuż po północy minister sportu mianowała nowego szefa Centralnego Ośrodka Sportu Rafała Jóźwiaka. Ten chwilę później przekazał władanie nad bazarem Stowarzyszeniu "Stadion". W tym czasie do gmachu COS wkracza kilkadziesiąt osób, m.in. przedstawiciele kupców, którzy nie chcą się pogodzić z decyzją pani minister. Wśród nich osoby związane z Damisem. "Na nogi była postawiona policja i inne jednostki..." - mówi informator gazety, współpracownik Jakubiak.
"Chodzi o CBŚ, ABW?" - dopytuje "SE". "Nie zaprzeczam" - dodaje rozmówca dziennika. Po negocjacjach, około godz. 1 w nocy, kilkadziesiąt osób opuściło siedzibę COS. Następnego dnia w gmachu Ministerstwa Sportu pojawia się policja i BOR. "Super Express" ustalił, że urzędnicy wzmocnili ochronę oraz zainstalowali specjalne karty wejściowe, by nikt niepowołany nie mógł przedostać się do środka. Nieoficjalnie dziennik ustalił też, że do ministerstwa wydzwaniano z pogróżkami. "Po tamtych wydarzeniach napięcie zmalało, ale nadal odbieramy sygnały niezadowolenia" - potwierdza Roszkowski.